DORZYNANIE LENKASKIEGO DUCHA
Z okazji 10.lecia przystąpienia do Eurosojuza pojawiło się sporo tekstów o niewątpliwych zaletach tego kroku. Było ich tyle, że nikt nie pamięta o cieniach i nieodwracalnych skutkach minionego dziesięciolecia. Do tych plastrów ambrozjanskigo miodu trzeba dodać dziegciu i próbować to przyprawić szczyptą prawdy, która podobno w oczy już nikogo nie kole. Mało tego! Coś takiego dzieje się w europejskiej Unii gdzie rzekomo są standardy, wartości i .. solidarność!
Bo Polak na Wileńszczyźnie to jest problem dziki!
Jest ich, Lenkasów, w Republice Litewskiej (twór który wyłonił się z Litewskiej SSR w 1991r.) statystycznie rzecz ujmując, 6%, z tego na Wileńszczyźnie stanowią większość a w samym Wilnie ich wykorzenianie zaczęło się za czasów piątego Sowieta a kończy za czasów drugich platformersów. Traktujemy tych Naszych rodaków tam nad Wilią w przeróżny sposób ale nie da się ukryć, że coraz bardziej po macoszemu i coraz bardziej egzotycznie. Bo Polak na Wileńszczyźnie to jest problem dziki! My Polacy, my lubim pomniki! Najlepiej gdyby w dniu jubileuszu wejścia do Unii już się zasymilowali i ulotnili. Sęk w tym, że nie chcą bo mają swoje ambicje i potrzeby. Dziś poza ośmioma- siedmioma deputowanymi do Sejmasa rządzą w rejonach wileńskim i solecznickim. Jeszcze w kilku mają swoich przedstawicieli. No i u granic Republiki Litewskiej majestat Rzeczypospolitej. Niby majestat ale jakiś taki ułomny i bez wyrazu – nijaki trzeba powiedzieć. Po dwudziestu latach funkcjonowania tzw. Traktatu o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy pacjent któremu ten traktat zaaplikowano czuje się coraz gorzej a tu jeszcze to kolejne święto z Unią. Zbieg terminów niemal przypadkowy. No trudno świętować będąc chorym ale podobno takie rzeczy się zdarzają. A pacjent nigdy nie był zdrowy ale po kilku latach wyczuł, że jest kulą u nogi zarówno Republiki Litewskiej ja i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Najlepiej gdyby go nie było. Władcy Rzeczypospolitej jakiś niechętnie przyjmują do wiadomości, że pacjent jeszcze żyje. Nawet jakiś czas temu Jeden z Władców czynił pewne śluby w pobliżu Panienki Ostrobramskiej ale jakoś patrzył chyba krzywo i chytrze. Bo śluby nie spełniają się. Ten który kilkaset lat temu czynił śluby lwowskie - i się nie spełniły - wolał abdykować.
Co jakiś czas Wilno i okolica przeżywają najazdy oficjalnych pielgrzymów, ale chyba jakoś niezbyt żarliwie się modlących i mających nieczyste intencje, bo nijak pacjent nie chce ozdrowieć. Spotykają się też z fagasami Republiki Litewskiej - ci z kolei niepomni swych poglądów politycznych mają wspolną filozofię: Polaków na Wileńsczyźnie uże niet. To tylko Lietuwini którzy dali się spolonizować! A już w trzynastym wieku sami Lietuwińscy wodzowie szli zagonami pod Sandomierz zagarniając brańców..
Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić!
Wielka estyma dla prześladowców tymczasem narasta. Jakiś czas temu próbując nie mieszać uczuć z biznesem kupiliśmy jakieś Możejki. Co by bracia Litwini byli bezpieczn!i No i co ? Ten interes to nie interes bo konsument niewdzięczny. Żeby dopiec Lenkasom z Płocka jacyś zbuntowani Żmudzini rozebrali państwowe tory a nie chcą odsprzedać kawałki nabrzeża w haenzetyckiej – pardon litewskiej Kłajpedzie. Mało tego ostatnio – niepomni, że Możejki to złota kura dla ichniejszego budżetu - marnego skądinąd - walnęli karę za to, że aż miło…..
Na domiar tego my będąc w swej wdzięczności zapamiętali - posyłamy swoje F-16 co by pilnowały aby pewien dżentelmen z kołchozu, w ramach rewanżu za szwedzkie misie, nie podesłał tu w okolice Wilna, jakiegoś wrażego desantu specgrupy pod nazwą Wańka - Wstańka. Tak oto za pieniądze polskiego, ogłupiałego do szczętu, podatnika przychodzimy z bratnią pomocą prześladowcom naszych rodaków. Nie są to rzeczy nowe - wszak już pierwsi Piastowie występowali przeciwko Pomorcom i Wieletom dopozwując do pomocy Niemców.
Zasiadamy w tym samym Aeropagu, podbno mamy euro- (chyba bardziej azjatyckie) standardy, w przeszłości byliśmy ambasadorami lietuwnińskiej sprawy w NATO i Unii no i co? Ano nic!
Pryszczem w tej sprawie jest fakt nałożenia kary na dyrektora Daszkiewicza za to, że nie ściągnął na czas tabliczek z polskimi napisami. Tabliczek z prywatnych lenkaskich domów. Kary domagał się namiestnik rządu Republiki Litewskiej na Wileński Kraj. Rządu koalicyjnego - w którym nie wiadomo skąd - chyba z Sejmasa - wzięli się polscy deputowani. Ot taka dziwna koalicja – pytanie do czego? Ale już w przeszłości bywały podobne. W innym, ukrainnym kraju bracia przyciśnięci powiewem zarazy morowej anulowali w te pędy karę dla żelaznej Julii obwinianej o grube sprawy. Tymczasem za tabliczki z polskim nazwami nasz przezacny Bolesław ma zostać wyrzucony z własnego mieszkania? Ktoś tu postradał rozum ale ktoś na coś takiego przyzwala. Po co anagażować autorytet Najaśniejszej Rzeczypospolitej skoro chodzi tu o jakiegoś tam Bolesława pardon Boleslava Daškevičiusa- z jakichś Bohuszy Wielkich - pardon z Didieji Baušiai. Najważniejsza jest poprawność polityczna: nam się czisło czyli liczba musi zgadzać! Jest dwadzieścia, - pardon dziesięć! Grzech zaniechania równa się popełnieniu czynu?
Już przecież poeta – por. Orlik, ten który najpierw dał się włożyć w obliczy nawały bolszewickiej, w 1920 roku, pijany, na taczkę z karabinem maszynowym i gonić po zboczu wzgórza bolszewika, - (Będę ich kosić!) dwadzieścia lat później wzywał:
.. i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą -
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
I dziś nikt nie powie on nim, że zbyt mocno zerkał w stronę lewicy. Stanął tam gdzie powinien! Tymczasem nie ma u nas, w Lenkiji, ani takich poetów ani nawet posłów. Nie będziemy umierać za Krym, nie będziemy umierać za polskie Ejszyszki - Za to umrzemy za ......jakiś czas!